sobota, 19 marca 2016

II - Ulica Pokątna

Reszta roku szkolnego mineła Adrianne całkiem normalnie. Została poinformowana, iż na następny rok do Szkoły Podstawowej Frenyorkon może już nie wracać, chodziła na treningi piłki nożnej, pływania i jeździła na zawody. Wytłumaczyła już nawet  Jacobowi, że przenosi się do szkoły z internatem... Taa... Ten czas minął jej normalnie, ale tylko dla osób patrzących na to z daleka. Zaś ona wykorzystując to, iż może jeszcze czarować umilała sobie ten czas korzystając z magii. Bawiła się przy tym świetnie, i teraz, siedząc w kuchni jędząc śniadanie w oczekiwaniu na ucznia, który zaprowadzi ją na Ulicę Pokątną cały czas się ekscytowała.
Zjadła naleśniki w błyskawicznym tempie i usiadła na kanapie sięgając po książkę. Ledwie przeczytała jedną stronę to już ją odłożyła. Nie była nudna, ale dziewczyna nie mogła po prostu się niczym zająć.
Wreszcie zadzwonił dzwonek do drzwi.
Brunetka wstała uradowana i otworzyła je...
-Cześć. Nazywam się Daniel Bott - przedstawił się chłopak stojący w progu.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem. Miał blond włosy i szare oczy. Ubrany w niedopasowane mugolskie ciuchy. Na jej oko był starszy od niej o ok. 5 lat.
-Hej. Adrianne Wright - powiedziała nieśmiało.
-Dobra. Masz klucz do Banku Gringotta - podał zdezorientowanej dziewczynie złoty klucz. - Teleportuję cię na Pokątną. Pójdziesz do Gringotta. Podasz kluczyk i powiesz, że chcesz się dostać do skarpca Wright'ów. Kupisz wszystkie rzeczy i posiedzisz sobie w Lodziarni czy gdzieś. Spotkamy się o 12  w kawiarni ,,Pod skarpą''...
-Mogę iść sama? - spytała z niedowierzaniem.
-Taa... nie mów McGonagall, bo mnie zabiję... - powiedział zaniepokojony.
-O to się już nie martw - zapewniła z uśmiechem, a chłopak odetchnął i powiedział:
-Złap mnie za rękę
Czarnowłosa dotknęła ręki chłopaka i poczuła jak jej nogi odrywają się gwałtownie od ziemi wraz z uczuciem niemiłego skurczu w żołądku.
Nagle poczuła grunt pod nogami i zobaczyła Ulicę Pokątną. Spojrzała za siebie i dostrzegła, że chłopak już się teleportował. Znów spojrzała na ulicę.
Znajdowało się tam mnóstwo kolorowych sklepów. Na każdej wystawie było co innego tak, że nie wiedziała gdzie patrzeć.
MIEDZIANE, MOSIĘŻNE, CYNOWE, SREBRNE - SAMOMIESZALNE - SKŁADANE - głosił szyld nad najbliższym sklepem. Obracała głowę we wszystkie strony, starając się zobaczyć wszystko: sklepy, wystawione przed nimi towary, ludzi robiących zakupy. Ciche pohukiwanie dobiegało z ciemnego sklepu z szyldem, na którym było napisane: CENTRUM HANDLOWE EEYLOPA - SOWY - PUCHACZE, SYCZKI, WŁO-CHATKI, USZATKI ŚNIEŻNE.
Były też sklepy z szatami, sklepy z teleskopami i dziwnymi, srebrnymi instrumentami, witryny pełne beczułek ze śledzionami nietoperzy i oczkami węgorzy, stosy ksiąg z zaklęciami, pióra, zwoje pergaminu, butelki z magicznymi napojami, globusy...
Wreszcie zobaczyła śnieżnobiały budynek na końcu ulicy na którym wygrawerowano: Bank Gringotta.
Powoli ruszyła w jego kierunku cały czas się rozglądając.
Weszła do środka i podeszła do jednego z goblinów przypominając sobie instrukcje Daniela.
-Chciałabym dostać się do skarbca Wright'ów.
Goblin spojrzał na nią znad księgi.
-A ma panienka kluczyk? - spytał podejrzliwie.
Zakłopotana włożyła rękę do kieszeni i wyjęła klucz podając go goblinowi.
-Wydaje się w porządku - mruknął. -Bogrod! Zaprowadź pannę Wright do jej rodzinnego skarbca!
Goblin stojący przy jednej z wag podbiegł do czarnowłosej i skinięciem głowy wskazał na wagonik.
W zawrotnym tempie dotarli pod skrytkę i już po chwili dziewczyna stanęła po środku niej.
W skrytce znajdowały się zaś 3 kupki: najwięcej było srebrnych monet, później brązowych, a na końcu, złotych.
-Galeony to te złote - odezwał się niespodziewanie goblin. -Sykle to te srebrne, a Knuty brązowe. Siedemnaście srebrnych syklów to jeden galeon, a dwadzieścia jeden knutów to sykl.
-Och... dziękuję - powiedziała zakłopotana Adrianne i zaczęła wpakowywać pieniądze do sakiewki.
Po wyjściu z podziemi opuściła bank udając się na zakupy, a miała do kupienia dużo.
Na początku weszła do 'apteki' gdzie kupiła składniki do eliksirów. Jako drugi sklep odwiedziła Madame Malkine. Później zakupiła kociołek, sowę o ognistym kolorze, księgi i inne. Kupiła już wszystko. Oprócz różdżki.
Z podekscytowaniem pchnęła drzwi sklepu Ollivandera.
Ledwie weszła do sklepu, a już zobaczyła stosy prostokątnych pudełek...
-Dzień Dobry, panno Wright - podskoczyła słysząc głos. - Dąb, włókno ze smoczego serca, osiem cali, znakomita do zaklęć - tak... twój ojciec wybrał świetną różdżkę - zza regałów w sklepie wyłonił się staruszek.
-Dzień Dobry. Chciałabym kupić różdżkę - powiedziała niepewnie, a staruszek bez słowa zniknął z powrotem zza regałami. Po krótkiej chwili wrócił trzymając w ręku prostokątne pudełko. Otwierając je podając czarnowłosej magiczny patyk.
-Proszę spróbować!  Klon, pióro feniksa, 16 cali, dosyć twarda.
Machnęła różdżką, a Ollivander od razu ją wyrwał mrucząc: Nie, to nie ta...
-Może ta. Jemioła, włókno z ogona jednorożca, 13 cali, idealna do rzucania uroków.
Dziewczyna znowu machnęła różdżką, a biurko odsunęło się z hukiem.
-Nie, to też nie ta...
Próbowała jeszcze dwie różdżki aż wreszcie...
-Sosna, włókno ze smoczego serca. 14 i pół cala. Doskonała do kamuflażu.
Wzięła różdżkę do ręki. Poczuła mrowienie w palcach. Wiedziała, że to właśnie ta. Machnęła, a z różdżki wytrysnęły delikatne, złote iskry.
-Świetnie! 8 galeonów się należy! - powiedział staruszek.
Zapłaciła i wyszła poszukując owej wspomnianej przez chłopaka lodziarni.
W końcu weszła do owej lodziarni Floriana Fortescua.
-Dzień Dobry - powiedziała podchodząc do lady.
-Dobry, dobry - powiedział wesoło właściciel - W czym mogę służyć?
-Ile kosztuję 1 gałka lodów?
-Sykl.
-To poproszę 2 gałki lodów jagodowych - oznajmiła czarnowłosa kładąc 2 sykle. Po chwilii jednak powiedziała jeszcze:
-I tą gazetę
-Za Proroka Codziennego 5 knutów.
Wygrzebała pięć brązowych monet i ponownie podała je właścicielu sklepu biorąc gazetę do ręki.
Pan Florian nałożył jej lodów na wafelek, a ona usiadła przy stoliku w ogrodzie.
-Patrzcie! - usłyszała. -To nowy Nimbus 1500!
Spojrzała w tamtą stronę.
Na witrynie w sklepie Miotlarskim była wystawiona nowiutka miotła.
Wzruszyła ramionami i otworzyła Proroka na pierwszej stronie. Od razu w oczy uderzyło ją ruszające się zdjęcie młodego, zaniedbanego mężczyzny.
Z zaciekawieniem zaczęła czytać:
SYRIUSZ BLACK JUŻ OD TRZECH LAT W AZKABANIE!
Syriusz Black już trzy lata temu został skazany bez procesu do więzienia czarodziejów - Azkabanu na dożywocie. Zdradził on miejsce pobytu Potterów  (patrz str.6), zabił Petera Pettigrew oraz 14 mugoli.
,,Po Pettigrewie znaleźliśmy tylko palec! O to, jak Black go rozwalił!'' - mówi dyrektor biura aurorów, Rufus Scrimgeour. Utrzymuje się, że więźniowie Azkabanu przy strażnikach, dementorach po jakimś czasie tracą zmysły. Zastanawiające jest jednak to, że Black jest w pełni zdrowy na umyśle...
Adrianne przerwała czytanie oszołomiona.
,,Utrzymuje się, że więźniowie Azkabanu przy strażnikach, dementorach po jakimś czasie tracą zmysły'' - przypomniała sobie.
Jak można być tak okrutnym by zsyłać w takie miejsce kogokolwiek?
Spojrzała na zegarek liżąc resztkę lodów - 11:50.
Szybko wstała od stolika, zabrała torbę i podbiegła pod kawiarnię gdzie już czekał na nią Daniel.
-A mówią, że dziewczyny się nie spóźniają - wymamrotał blondyn. - Złap mnie za rękę.
Dotknęła dłoni blondyna i znów poczuła niemiłe uczucie w żołądku...
                             ***
Witam, czytelnicy!
Spóźnionych, wesołych Świąt Wielkanocnych! :D
Mam nadzieję, że rozdział się wam w miarę podobał i dziękuję wszystkim, którzy czytają moje wypociny :)
Następny rozdział prawdopodobnie za ok. 2 tygodnie.
Pozdrawiam :*
Nicolette

środa, 16 marca 2016

I - Herbatka z Minerwą McGonagall

Dziewczyna powoli otarła łzy i wstała. Ostrożnie podeszła do okna. Uniosła rękę ku klamce,  powoli otworzyła okno i wystawiła przyjaźnie rękę w kierunku ognistego ptaka. Sowa, odziwo nie odskoczyła, wręcz przeciwnie. Podała zaskoczonej brunetce list, dała pogłaskać się po dziobie i... odleciała.
Ostrożnie wzięła do ręki kopertę. Była ciężka. Na pergaminie był jakiś herb z czteroma zwierzętami i literą H, a z drugiej strony....
Panna A. Wright
Sypialnia nr 2
Blackness
Balmoral Road 28
Szkocja
Zdziwiła się. Kto mógłby napisać do niej list? Ostrożnie otworzyła kopertę i przeczytała:
Szanowna Panno Wright,
Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Panna przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca. Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall,
zastępca dyrektora
Stała osłupiała z listem w ręku, gdy nagle usłyszała dzwonek do drzwi.
Otrząsnęła się szybko po czym zeszła z drugiego piętra. Otworzyła drzwi.
W progu stała wysoka kobieta z czarnymi włosami w szmaragdowozielonej szacie. Miała srogą twarz i prostokątne okulary, a włosy były upięte w bułeczkowaty kok.
-Dzień Dobry, panno Wright - powiedziała. Jej wzrok powędrował na kopertę trzymaną w ręce dziewczyny. - Zapewne przeczytała pani już list?
Nie wiedziała dlaczego, ale poczuła bliskość przy tej kobiecie... jakby znajdowała się wśród swoich. Emanowała od niej ta energia co od niej.
-Skąd wie pani o liście? - spytała czarnowłosa marszcząc brwi.
-Jestem profesor McGonagall, zastępca dyrektora.
To zamknęło usta dziewczynie i otworzyła szerzej drzwi by wpuścić do swojego domu,  jak się domyślała najprawdziwszą czarownicę.  Czuła, nie wiedziała czemu, ale czuła, że postępuje właściwie.
Zamknęła za sobą drzwi i zaprosiła panią Minervę McGonagall do salonu by usiadła na na skromnej kanapie.
-Zrobić pani herbatę? - spytała nieśmiało bijąc się w myślach:
Nie powinnam wpuszczać obcej kobiety do domu...
Tak, ale ty ją znasz
Nie, nie znam.
Znasz. Poznajesz, w głębi duszy...
Z rozmyślania wyrwał ją głos kobiety:
-Tak, chętnie, poproszę.
Zniknęła z salonu i otworzyła drzwi prowadzące do kuchni.
Było to przestronne pomieszczenie. Ściany w kolorze żółtym, a szafki, stół, kszesła i lodówka w różnych odcieniach niebieskiego. Na parapecie znajdowało się wiele doniczek z uprawianymi roślinami: szczypiorkiem, rzeżuchą..., a na blacie można było znaleźć wiele soczystych owoców również uprawianych przez rodzinę Wright, tyle że w ogrodzie.
Przeszła przez kuchnię i wlała wodę do czajnika. Postawiła go na włączonym gazie i zaczęła przeszukiwać jedną z szafek w poszukiwaniu herbaty. Szybko ją zaparzyła i weszła z powrotem do salonu podając kawę pani profesor i usiadła na fotelu.
-Z tego listu, wynikałoby, że jestem... czarownicą? - spytała ostrożnie.
-Tak - odpowiedziała spokojnie.
-Czy jestem... mugolakiem?
Pani profesor gwałtownie zakrztusiła się herbatą.
-Skąd wiesz o mugolakach? - spytała zdumiona.
-Ja... - zaczęła nieśmiało i wyjęła z kieszeni mały, niebiesko - biały dzienniczek. - Mama powiedziała, że mój ojciec pisał go i kazał później mi go przekazać. Są tu znaczenia statusów krwi, kim jest czarodziej... myślałam, że mój ojciec to wymyślił... aż do dziś... ale... jestem mugolakiem?
-Nie. Nie jesteś. Jesteś półkrwi.
-Półkrwi? Mój ojciec był czarodziejem? - spytała zszokowana.
-Tak. Naprawdę dobrym. Zginął podczas wykonywania pewnej misji dla Zakonu Feniksa... - McGonagall zawiesiła głos spoglądając na dziewczynę. - Chciał powiedzieć twojej matce o tym dopiero po twych narodzinach, lecz nie zdążył...
Brunetka wpatrywała się w profesorkę bez słowa.
Przez tyle lat była pewna, że zginął podczas jakiegoś wybuchu gazu... to było dla niej zawiele...
-Cieszę się, że zginął w honorowej sprawie - powiedziała tylko.
McGonagall odchrząknęła.
-Wracając do tematu...
-Pani profesor, mogę o coś spytać? - przerwała profesorce, a ta kiwnęła cierpliwie głową. -Tu pisze tak - przekartkowała kilka stron notatnika. - W Hogwarcie były cztery domy: Slytherin, Gryffindoor, Hufflepuff i Ravenclaw. Każdego z nich nazwa pochodziła od nazwisk czterech przyjaciół i każdy z przyjaciół miał swoje cechy: Salazar Slytherin miał w sobie spryt i ambicję, Godryk Gryffindoor cenił męstwo i odwagę, Helga Hufflepuff była sprawiedliwa i lojalna, a Rowena Ravenclaw... kreatywna i inteligentna... - zamknęła notatnik i spytała. - W jakim domu był mój ojciec?
-Nie sądzę, byś musiała to wiedzieć. To nie istotne - przerwała jej oschle McGonagall.
Brunetka westchnęła. Po prostu chciała poznać, jeśli można tak to nazwać swojego ojca. Była ciekawska, ale chyba każdy byłby, gdyby z dnia na dzień dowiedział się o tym, że jest istotą magiczną.
-Nie o to chodzi... chciałabym go po prostu poznać... wie pani o co chodzi...
-Cóż, sokoro o to chodzi - głos McGonagall złagodniał. -Nad twoim ojcem Tiara Przydziału zastanawiała się dosyć długo... ale ostatecznie został przydzielony do Ravenclaw'u - powiedziała kobieta. - Jednak teraz musimy omówić jedną sprawę: Muszę Cię zabrać na ulicę Pokatną... oczywiście ustale to jeszcze z twoją matką, ale muszę wiedzieć kiedy będzie ci pasować?
-30 czerwca. Tylko... wiem,  że można wymienić mugolskie pieniądze, ale... nie posiadam ich dużo...
-Twój ojciec miał skrytkę w Banku Gringotta - przerwała jej McGonagall. -Cóż... podeślę po ciebie jakiegoś ucznia by zaprowadził cię tego dnia na Pokątną, bo mi nie pasuje. Czekaj na niego o 9. Przyjdę jeszcze dzisiaj wieczorem, aby wyjaśnić wszystko twojej matce. Do zobaczenia wieczorem!
Zniknęła. Teleportowała się. Dziewczyna wzięła głęboki oddech.
Co jeśli to sobie wyobraziła? Spojrzała z powrotem na kopertę z Hogwartu. Wzięła ją do ręki i poczuła jeszcze jedną kartkę. Zaskoczona wyjęła ją i odczytała:
HOGWART
SZKOŁA MAGII i CZARODZIEJSTWA
UMUNDUROWANIE
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienną (czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)
UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.
PODRĘCZNIKI
Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł:
Standardowa księga zaklęć (l stopień) Mirandy Goshawk
Dzieje magii Bathildy Bagshot
Teoria magii Adalberta Wafflinga
Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Emerika Switcha
Tysiąc magicznych ziół i grzybów Phyllidy Spore
Magiczne wzory i napoje Arseniusa Jiggera
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta Scamandera
Ciemne moce: Poradnik samoobrony Quentina Trimble’a
POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE
l różdżka
l kociołek (cynowy, rozmiar 2) l zestaw szklanych lub kryształowych fiolek l teleskop
l miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę.
PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ
Uśmiechnęła się promiennie. Naprawdę nią była. Była czarownicą. Położyła się z westchnieniem na kanapie i nie wiedząc kiedy... zasnęła zmęczona rewelacjami tego dnia...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest tu kto?
Cóż, wiem, że ktoś na pewno.
Tak czy siak ponownie proszę o komentarze, szczególnie te z krytyką. Jestem dopiero początkową autorką i chcę wiedzieć co mogłabym jeszcze poprawić :)
Pozdrawiam
Nicolette

wtorek, 15 marca 2016

Prolog

,,Czasem najgorsze rzeczy, które się nam przytrafiają prowadzą na ścieżkę do tych najwspanialszych''

Zachodzące słońce za oknem odbijało się w tafli wody na pływalni. Na błękitnej posadzce siedział zamyślony blondyn wpatrujący się w wodę. Była już późna pora, ale mimo to, chłopak chciał wraz z koleżanką skorzystać jeszcze z ostatnich minut do zamknięcia ośrodka pływackiego.
Nagle ze spokojnej dotychczas tafli wody wynurzyła się głowa z czarnymi włosami głęboko biorąca powietrze do ust.
-Adrianne! Jesteś niesamowita! 3 minuty! - krzyknął blondyn, który widząc wyłaniajacą się głowę dziewczyny gwałtownie wstał na nogi.
Była ona bardzo wysoka. Miała czarne włosy i niebieskie jak morze oczy. Cerę miała bladą, a nos pokrywały jej piegi. Nosiła też kilka sznureczkowych bransoletek.
-Dzięki Jacob - uśmiechnęła się brunetka wychodząc z pełnego wody basenu. -Chodź, trzeba już iść. Obiecałam twojej mamie, że cię odprowadzę - dodała wycierając włosy.
Chłopak gwałtownie spochmurnial i zrobił naburmuszoną minę na co dziewczeńce kąciki ust czarnowłosej drgnęły.
-To nie fair! - poskarżył się. - To, że mam 9 lat, a ty 10, nic nie znaczy!
-Życie nie jest sprawiedliwe, a poza tym, to nie moja wina - dziewczyna pociągnęła chłopaka do wyjścia z hali basenowej.
-Taa... być może - burknął. -Kiedy masz swoje zawody?
-Za dwa dni, 6 maja, a ty?
-8.
Przyjaciele poszli korytarzem w milczeniu, aż doszli do szatni, gdzie się rodzielili.
Dziewczyna szybko weszła do pustej szatni dziewcząt po czym w milczeniu otworzyła szafkę i w zamyśleniu zaczęła się przebierać.
Była inna, Jacob też. Wiedziała to, ale mimo wszystko wmawiała sobie, że wszystko ok. Czym się różniła? Tym... czymś, tymi dziwnymi rzeczami...
Potrafiła siedzieć pod wodą bardzo długo. Kiedyś nawet instruktor przestraszony, iż długo się nie wynuża wyciągnął ją z wody. Umiała pływać szybciej niż inni mimo, iż zbytnio się nie starała. Czasami nawet jakimś cudem udawało się jej zmieniać kolory... nigdy nie zapomni miny swojej mamy gdy weszła do domu cała niebieska.
A Jacob? Zdarzały mu się podobne rzeczy, tyle, że dużo rzadziej i w mniejszym stopniu... O czym to świadczyło?
Nagle rozmyślania dziewczyny przerwał dzwonek telefonu. Szybko wciągnęła bluzkę do końca po czym pogrzebała w torbie i szybko odebrała telefon.
-Tak słucham? - powiedziała przyciskając telefon uchem do ramienia i równocześnie wkładając swój mokry, zielony strój kąpielowy do reklamówki.
-Cześć, Adrianne. Chciałam cię poimformować, że kolacje będziesz musiała zjeść sama. Wezwali mnue do pracy - do uszy dziewczyny dobiegł głos swojej mamy, Reghiny.
-Jasne - powiedziała nieco zawiedzionym tonem po czym szybko się rozłączyła.
Czy tak musiało być zawsze? Rozumiała, iż z powodu bardzo szybkiej śmierci jej ojca, którego nigdy nie widziała, gdyż zmarł jeszcze przed jej narodzinami mama musiała ciężko pracować w tej swojej firmie tłumaczenia książek, no ale bez przesady! Ona spędzała w pracy czas od rana do wieczora tłumacząc stosy książek z języka włoskiego na angielski i szczerze powiedziawszy, Adrianne zaczęła się o nią martwić...
Przerwała swoje rozmyślania i wyszła z szatni z uśmiechem uprzednio zamykając swoją szafkę z numerem ósmym i zastała czekającego już na nią przyjaciela.
-Chodźmy - rzuciła.
***
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, autobus... - wysypała wbiegając do klasy od geografii.
-To nie jest żadne wytłumaczenie. Zostaniesz w klasie po dzwonku. Siadaj - rzuciła ostro pani Bell, a dziewczyna ze zwieszoną głową, przeklinając w myślach swoją wychowawczynię usiadła samotnie w ławce myśląc, jakim cudem, jej równo jedenasty rok życia zaczyna się tak... fatalnie?
-Skoro panna Wright wreszcie raczyła zaszczycić nas obecnością, może pokaże nam na mapie Wielkiej Brytanii, gdzie znajduje się najkrótsza rzeka? - powiedziała nauczycielka, a uczniowie parsknęli śmiechem.
Czarnowłosa wbiła swoje błękitne jak morze oczy w podłogę po czym z ociąganiem podeszła do mapy. Zastanowiła się. Nie miała nawet pojęcia gdzie leży ta rzeka. Ba! Nawet nie wiedziała jaką nazwę nosi!
-Przykro mi. Nie wiem - wychrypiała podnosząc głowę by spojrzeć na nauczycielkę ignorując drwiny uczniów. Jak bardzo by chciała w tej chwili, by jej włosy przybrały kolor zgniłej zieleni!
Nagle włosy wychowawczyni klasy 4 b zmieniły kolor na... zgniło zielony! Adrianne przestraszyła się bardzo.
Znowu stało się to samo. Nie potrafiła tego wyjaśnić. Jak? Dlaczego? Kiedy?
Nauczycielka widząc swoje włosy spojrzała czerwona ze złości prosto na nią.
-Masz. Iść. Prosto. Do. Domu. NIE CHCĘ CIĘ TU WIĘCEJ WIDZIEĆ! - nauczycielka straciła nad sobą panowanie, a czarnowłosa nie wiele myśląc szybko wzięła plecak i wybiegła z klasy, zupełnie nieświadoma iż w miejscach gdzie stąpa pojawia się woda, mimo iż buty miała suche.
Całą drogę do domu pokonała pieszo, biegiem po czym zamknęła się w swoim pokoju z płaczem osuwając się na podłogę.
Czy znowu wszystko zniszczy? Będzie musiała po raz drugi zmieniać szkołę? Uniosła głowę i spojrzała w okno. Na parapecie siedział ptak... sowa, trzymająca list w dziobie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich czytelników klikających w to opowiadanie.
Chciałabym zadać pytanie: Czy podoba się Wam ten rozdział?
Może i jest trochę monotonny i taki... słaby, ale, cóż, dopiero rozwijam swoje pisanie i może być tylko lepiej :) A, i jeszcze jedno. Opowiadanie jest pisane w czasach, gdy Tonks trafiła na swój pierwszy rok w Hogwarcie, wiem, dość nietypowo ;)
Pozdrawiam wszystkich :)
Nicolette
PS: Do jakiego domu ją przydzielić? Racenclaw czy Hufflepuff?