sobota, 9 kwietnia 2016

IV - ,,Wpadłem do kociołka - szczegóły są zbyt drastyczne, byście mogły je poznać''

-Pirszoroczni! - usłyszały głos. - Do mnie!
Z latarnią w ręku, na stacji w Hogsmeade stał... olbrzym.
Dziewczyny spojrzały po sobie po czym podeszły do męszczyzny.
-Wszyscy są? To do łódek! W każdej po cztery osoby!
Posłusznie podeszły do łódek i zajęły pierwszą z brzegu co chwila się oglądając, a było na co patrzeć.
Wszędzie było po prostu czuć magię. W bluszczu, oplatającym drogowskaz, w sklepach na stacji, w latających w cieniu drzew świetlikach. Nawet łódki.
Podziwianie widoków przerwał niestety huk trzeszczenia drewna.
-Ups! - chłopak o niebieskich włosach, którego Adrianne widziała na peronie 9 i 3/4 z hukiem wskoczył do łódki, a za nim dostojnie wszedł jakiś szatyn. -Ee... przepraszam - wydukał zmieszany. - Jestem Tony.
-Ja jestem Lyra, a to Adrianne - powiedziała wyniośle szarooka. -A ty? - kiwnęła głową na szatyna.
-Amycus... - powiedział patrząc na wszystkich z wyższością.
Lyra mrugnęła do Adrianne, która patrzyła na inne płynące po jeziorze łódki.
-Status krwi? - uniosła brwi patrząc na chłopaków.
-Yy... półkrwi - mruknął Tony.
-Czysta. A wy?
-Również - powiedziała dumnie Adrianne omal nie wybuchając śmiechem wraz z Lyrą.
Spojrzała na niebieskowłosego. Był strasznie wysoki jak na pierwszaka. Miał intensywne, zielone oczy i piegi na twarzy, które połyskiwały w blasku latarni, którą trzymał na kolanach. Zrobiło jej się go szkoda. Pewnie myślał, że wylądował w łódce pełnej Ślizgonów.
Amycus na pewno nim był. Już sama jego postawa i zimne, brązowe oczy to pokazywały...
-Zaraz będzie widać Hogwart! - z pierwszej płynącej na jeziorze łódki dało się słyszeć głos olbrzyma, a tuż po przepłynięciu przez tunel wzniosły się okrzyki zachwytu.
-Piękny - szepnęła do siebie Adrianne patrząc na zamek.
-Yhm - mruknęła Lyra.
Wielki, magiczny, z wieżyczkami i płonącymi świecami w niektórych miejscach  Hogwart wyglądał przepięknie.
Dobili do brzegu i powoli wyszli z łódek.
-Wszyscy? No dobrze, cholibka, za mną!
Cała gromada wystraszonych pierwszorocznych ruszyła za olbrzymem, który już łomotał w drzwi, które otworzyły się, a oczom Adrianne i innym ukazała się... Minerwa McGonagall.
Wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętała ją Adrianne. Szmaragdowa szata, prostokątne okulary, sroga mina i bułeczkowaty kok.
- Dziękuję ci, Hagridzie. Sama ich stąd zabiorę.
Otworzyła szerzej drzwi. Sala wejściowa była tak wielka, że wszystkim zaparło dech w piersiach. Płonące pochodnie oświetlały kamienne ściany, podobne jak w podziemiach Gringotta, sklepienie ginęło w mroku, a wspaniałe marmurowe schody wiodły na piętro.
Ruszyli za profesor McGonagall po kamiennej posadzce. Zza drzwi po prawej stronie dochodził ożywiony gwar iż Adrianne pomyślała, że reszta uczniów musi już tu być, ale profesor McGonagall zaprowadziła ich do pustej komnaty z drugiej strony. Stłoczyli się w niej, rozglądając niepewnie wokół siebie.
- Witajcie w zamku Hogwart - powiedziała profesor McGonagall. - Bankiet rozpoczynający nowy rok wkrótce się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w Hogwarcie wasz dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziecie mieć zajęcia razem z innymi mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi w dormitorium i spędzać razem czas wolny w pokoju wspólnym.
- Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię i z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarownice. Tu, w Hogwarcie, wasze osiągnięcia będą chlubą waszego domu, zyskując mu punkty, a wasze przewinienia będą hańbą waszego domu, który przez was utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów przy końcu roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem. Mam nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez względu na to, do którego zostanie przydzielone. Ceremonia przydziału odbędzie się za kilka minut w obecności całej szkoły. Zalecam wykorzystanie tego czasu na zadbanie o swój wygląd.
Jej spojrzenie spoczęło przez chwilę na wszystkich uczniach, którzy nerwowo zaczęli poprawiać krawaty i peleryny.
- Wrócę, kiedy będziecie gotowi - oznajmiła profesor McGonagall. - Proszę zachować spokój. I wyszła z komnaty.
Jakaś fioletowowłosa dziewczyna wpadła na Adrianne.
-Och! Przepraszam. Nic Ci się nie stało?
-Nic nie szkodzi - powiedziała z uśmiechem. - Nic się nie stało. Jestem... - nie zdążyła dokończyć zdania, bo przez ścianę tuż za nią przeniknęło około dwudziestu duchów. Perłowobiałe i lekko przezroczyste, szybowały w komnacie, rozmawiając między sobą i nie zwracając na nich uwagi. Wyglądało na to, że o coś się spierają. Duch w kryzie i trykotach jako pierwszy zauważył tłum pierwszoroczniaków.
-O! Zobaczcie!
- Nowi studenci! - powiedział Gruby Mnich, obdarzając ich uśmiechem. - Czekacie na przydział, co?
Kilka osób pokiwało milcząco głowami.
- Może się spotkamy w Hufflepuffie! - rzekł Mnich. - To mój stary dom.
- No, idziemy! - rozległ się ostry głos. - Ceremonia przydziału zaraz się rozpocznie.
Wróciła profesor McGonagall. Duchy jeden po drugim wsiąknęły w ścianę.
- A teraz proszę stanąć rzędem - poleciła profesor McGonagall - i iść za mną.
Adrianne czuł się dość dziwnie, bo nogi miała jakby z ołowiu, ale posłusznie stanęła w rzędzie pomiędzy Lyrą, i dziewczyną z którą się zderzyła. Wyszli gęsiego z komnaty, a potem przeszli przez salę wejściową i przez podwójne drzwi wkroczyli do Wielkiej Sali.
Adrianne nigdy nawet sobie nie wyobrażała tak dziwnego i wspaniałego miejsca. Oświetlały je tysiące świec unoszących się w powietrzu ponad czterema długimi stołami, za którymi siedziała reszta uczniów. Stoły zastawione były lśniącymi złotymi talerzami i pucharami. U szczytu stał jeszcze jeden długi stół, przy którym zasiadali nauczyciele. Tam właśnie zaprowadziła pierwszoroczniaków profesor McGonagall i kazała im się zatrzymać w szeregu, twarzami do reszty uczniów. W migotliwym blasku świec wpatrzone w nich twarze wyglądały jak blade lampiony. Tu i tam między uczniami połyskiwały srebrną poświatą duchy. Adrianne spojrzała w górę i zaparło jej dech w piersiach.
Trudno było uwierzyć, że jest tam w ogóle sklepienie i że Wielka Sala nie jest po prostu otwarta na niebo.
Jednak pierwszoroczni musieli szybko spojrzeć w dół, bo profesor McGonagall ustawiła przed nimi stołek o czterech nogach. Na stołku spoczywała spiczasta tiara czarodzieja, wystrzępiona, połatana i okropnie brudna. Przez chwilę panowała ciszę, aż szew Tiary otworzył się i zaczęła śpiewać:
Za moich czasów,
czterech przyjaciół,
stworzyło
ten zamek.
Każdy z nich inny,
lecz każdy oddany.
Droga Rowena,
co najmądrza,
ceniła sobie
kreatywność i rozwagę.
Godryk Gryffindoor ,
cenił zaś
męstwo i odwagę.
Jego przyjaciel,
Salazar Slytherin
był w Hogwarcie
królem sprytu
a Helga droga,
co skrzaty przyprowadziła,
ceniła sobie sprawiedliwość.
Lecz później ich los,
zmienił ich drogi,
więc wszyscy razem
stworzyli swoje domy!
Wszyscy na sali zaczęli klaskać.
Teraz wystąpiła profesor McGonagall, trzymając w ręku długi zwój pergaminu.
- Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku. Awerting, Edward!
Z tłumu wyszedł chłopak o mysich włosach i usiadł na stołku.
-RAVENCLAW! - wykrzyknęła Tiara po chwili.
Kolejne osoby podchodziły do stołka, aż wreszcie Adrianne usłyszała imię znajomej osoby:
-Carrow Amycus!
Natychmiast rozległo się głośne ,,SLYTHERIN'', tak samo jak u jego siostry.
Gdy Derrick Peregrine i Farley Gemma również trafili do Slytherinu, profesor McGonagall wyczytała:
-Greengras, Lyra!
Szarooka pewnie podeszła do stołka I usiadła na nim. Przez pewien czas trwała cisza, aż wreszcie dało się słyszeć donośne ,,RAVENCLAW!'"
Lyra wstała ze stołka i ze strachem w oczach popatrzyła na Adrianne, na co ta uśmiechnęła się do niej pocieszająco.
Kolejne osoby podchodziły do stołka, i gdy wreszcie Tonks Nimfadora, dziewczyna, która na nią wpadła i Ugword Tony trafili do Hufflepuf'u, a Weasley Charles do Gryffindooru usłyszała:
-Wright, Adrianne!
Na drżących nogach podeszła do stołku i usiadła na nim, a ostatnim co widziała, był tłum uczniów.
-Hm... ciekawe - usłyszała głosik w uchu. - Odwaga, ale... kompletny brak silnej woli... inteligentna, ale nie ambitna... Nie widzę u ciebie sprytu, ale... coś ciągnie cię do Slytherinu... Jednak, cenisz u siebie sprawiedliwość i szczerość... ale Slytherin... nie, najlepszy będzie... HUFFLEPUFF! - to ostatnie Tiara wykrzyczała, a Adrianne szybko podeszła i usiadła przy wiwatującym stole Puchonów.
-Gratulacje! - powiedział Tony. -A ja myślałem, że trafisz do Slytherinu!
Adrianne zaśmiała się sztucznie myśląc co powiedziała jej Tiara Przydziału.
-Tak naprawdę jestem półkrwi. Udawałam przed Amycusem, żeby chronić Lyrę - powiedziała patrząc jak Zayan Marie idzie do stołu Gryffindooru.
-Chronić? - spytał Tony marszcząc brwi.
-Pochodzi ze szlacheckiej rodziny. Jakby ktoś się dowiedział, że zadaje się z osobami półkrwi...
-Rozumiem... - Tony przerwał i wybałuszył oczy patrząc na stół.
Puste dotąd półmiski wypełniły się najróżniejsztmi potrawami. Jeszcze nigdy nie widziała tylu różnych rzeczy na jednym stole: befsztyki, pieczone kurczęta, kotlety schabowe i jagnięce, kiełbaski, bekony, steki, ziemniaki gotowane i pieczone, frytki, pudding Yorkshire, strudle, marchewka, sosy, keczup i, nie wiedzieć czemu, miętówki.
-Merlinie! - powiedziała fioletowowłosa. -O! Cześć Adrianne - dodała widząc czarnowłosą patrzącą na nią.
-Ee... cześć - próbowała przypomnieć sobie imię dziewczyny. - Nimfadoro.
Włosy dziewczyny stały się pomarańczowe, ale Dora szybko potrząsnęła głową i znów przybrały 'normalny' kolor.
-Proszę, nie mów do mnie Nimfadora - wzdrygnęła się teatralnie. - Po prostu Tonks.
Adrianne pokiwała głową w odpowiedzi, nie mogąc nic powiedzieć, gdyż właśnie włożyła kawałek pieczeni do ust.
Odwróciła głowę i spojrzała na stół Krukonów,  gdzie zobaczyła Lyrę, wyprostowaną i zimną, ale z przestraszoną miną. Westchnęła i wróciła do jedzenia. Gdy już wszyscy zjedli 'obiad' pojawiły się desery, a Adrianne stwierdziła, że nie zmieści już nic więcej.
-Jaki masz status krwi? - spytała przyjaźnie Tonks.
-Półkrwi. Moja matka jest mugolką, a ojciec czysystokrwistym czarodziejem - odparła wymijająco.
-O! To może jesteśmy spokrewnione! - powiedziała uradowana. -Czy pochodzisz z linii Black'ów?
Adrianne zachłysnęła się sokiem dyniowym,  ale nim zdążyła odpowiedzieć uratował ją dyrektor.
-Moi drodzy! - powstał. - Witajcie w nowym roku w Hogwarcie!
Wszyscy na sali ucichli.
-Mam nadzieję, że wszyscy się najedli i napili. Chciałbym wam przekazać kilka uwag wstępnych. Pierwszoroczniacy niech zapamiętają, że nikomu nie wolno wchodzić do lasu, który leży na skraju terenu szkoły. Pan Filch prosił mnie też, żebym wam przypomniał, że między lekcjami, na korytarzach, nie wolno używać żadnych czarów oraz, że lista zakazanych przedmiotów zwiększyła się do 428. Radziłbym ją przeczytać, ponieważ niektóre są... trochę nietypowe. Próby do quidditcha rozpoczną się w drugim tygodniu semestru. Każdy, kto jest zainteresowany grą w barwach swojego domu, powinien zgłosić się do pani Hooch. I ostatnia uwaga. Teraz możecie rozejść się do swoich pokoi. Pierwszoroczniacy idą za prefektami.
Adrianne, Tony i Tonks wstali razem od stołu i skierowali się do Pokoju Wspólnego za swoim prefektem, Augustusem Turbinem.
-Jesteście metamorfogami? - spytała.
-Ja tak - powiedziała Tonks.
-Ja nie... Ee... gdy miałem dziesięć lat, wpadłem do kociołka - zaczerwienił się, a dziewczyny zaniosły się śmiechem, na co inni spojrzeli na nich ciekawsko. -  Sczegóły są zbyt drastyczne, byście mogły je poznać - dodał coraz bardziej się czerwniąc i przeczesując ze zdenerwowania swoje niebieskie włosy, w których wyglądał uroczo.
Wreszcie dotarli do ośmiu beczek,  a prefekt zwrócił się do nich.
-By wejść, musicie zastukać w drugą dolną baryłkę beczki w rytmie ,,Helga Hufflepuff'' Kto źle zastuka - zostanie oblany octem. Spróbujcie!
Adrianne wzruszyła ramionami i rytmicznie wystukała ,,Helga Hufflepuff'' w pierwszą beczkę, a jej wieko się otworzyło ukazując tunel.
Jednak nie wszyscy mieli tyle szczęścia i niektórzy zostali oblani octem.
Gdy już wszyscy przeszli przez tunele wydrążone w beczkach weszli do Pokoju Wspólnego.

Był to ciepły, przestronny pokój w barwach żółci i czerni. Na środku znajdowało się 18 foteli ustawionych w kręgi, a po bokach można było dostrzec kilkanaście drewnianych stolików i krzeseł. Było tu również mnóstwo roślin doniczkowych, ale Adrianne w oczy rzucał się najbardziej bluszcz oplatający obraz Helgi Hufflepuff wiszący nad kominkiem. Po bokach kominka można było zobaczyć zaś parę wielkich, okrągłych drzwi w kształcie beczki, a na przeciwko nich, w odległej ścianie wmurowano tablicę ogłoszeniową.
-Dormitorium dziewcząt znajdują się po lewej, chłopców - po prawej.
Tonks i Adrianne pożegnały się z Tony'm i otworzyły lewe drzwi. Ujrzały schody i zaczęły się wspinać, aż wreszcie gdy przeszły już chyba z trzy piętra znalazły tabliczkę:
Pokój drugi:
Nimfadora Tonks, Adrianne Wright i Katherine Moon
-No to wchodzimy - powiedziała radośnie Dora popychając drzwi.
W środku stały trzy puste żółte łóżka, a obok nich walizki i klatki z sowami dziewcząt. Obok znajdowały się drzwi - zapewne prowadzące do łazienki, ale uwagę Adrianne przykuła żółta zasłona, za którą znajdowało się... okno.
-No tak. Szliśmy do lochów, a później, wchodząc tu przeszliśmy trzy piętra - mruknęła i zaczęła się rozpakowywać, gdy nagle drzwi pokoju otworzyły się i ukazała się brązowowłosa dziewczyna.
Miała mnóstwo piegów, które rzucały się w oczy przy jasnej skórze dziewczyny, a oczy migotały czarnym blaskiem.
-Hej - powiedziała. Miała piękny głos. Zachrypnięty, mocny, dźwięczny, ale melodyjny. - Jestem Katherine, ale mówcie mi po prostu Kath.
-Nimfadora, ale błagam, mów mi po prostu po nazwisku - Tonks.
-Adrianne.
Kath skinęła każdej głową i zajęła wolne łóżko.
-Wiecie może, dlaczego jesteśmy w pokoju drugim? - odezwała się Adrianne.
-Na tabliczce w pokoju pierwszym, były cztery nazwiska. Widocznie w tym roku jest dużo Puchonów - Kath wzruszyła ramionami. - Kto wchodzi pierwszy do łazienki?
-Ja - powiedziała Adrianne i szybko zamknęła się w łazience.
Umyła się szybko, przebrała w piżamę, rozpuściła włosy i wyszła.
Powiedziała współlokatorkom dobranoc i ledwo dotknęłam policzkiem poduszki odpłynęła w objęcia Morfeusza...
                              ***
Zagalopowałam się. Jak na razie to jest mój najdłuższy rozdział i zarazem napisany nie w dwa tygodnie, ale w dwa dni!
Od razu służą wyjaśnienią co do okna u Puchonów: z racji tego, że sama jestem Puchonką, a uznałam za karygodne, że Puchoni nie mają okien, do pokoi prowadzą schody. Dlatego też Pokój Wspólny znajduję się w lochach, ale dormitoria na parterze.
Co do tytułu: nie wiem co mnie naszło xD
Oki. To chyba wszystko.
Pozdrawiam
Nicolette :*

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej:), nawet nie wiedziałam ,że masz bloga, to miłe ,że piszesz o życiu Puchonki. Sama również jestem z Hufflepuffu :), podoba mi się twój pomysł do przeniesienia , gdy Tonks chodziła do Hogwartu.:) Będę tu często zaglądać,zapraszam również do siebie. Widzę parę błędów, ale jesteśmy tylko ludźmi , więc je popełniamy . ;)
    Pozdrawiam
    Queen OF Fog :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, od tego zacznę :D
      Co do błędów: wiem, ciągle z nimi walczę :/
      A Tonks? Po prostu nigdy nie czytałam nic gdzie byłaby ona w czasach szkolnych :)
      Również pozdrawiam
      Nicolette

      Usuń